top of page

Pod skrzydłami jesieni: Kajakarze, którzy dopłynęli mimo mroku

Pod skrzydłami jesieni: Kajakarze, którzy dopłynęli mimo mroku

Poranek, który obiecywał spokój

Mgła unosi się nisko nad łąkami między Mironicami a Kłodawą. Pierwsze promienie słońca muskają taflę wody, a w powietrzu pachnie jesienią. Kajaki ustawione w szeregu, termosy z kawą gotowe, nastroje bojowe. – Idealny dzień na spływ – mówi ktoś z uśmiechem. Jeszcze nie wiemy, że ten dzień skończy się w kompletnych ciemnościach, z kajakiem w rękach pośrodku miasta.


Początek jest sielankowy. Rzeka leniwie prowadzi nas przez złote tunele drzew, a woda odbija niebo jak lustro. Jesień na Kłodawce ma swoje tempo – spokojne, niemal hipnotyczne. Kto zrezygnował z płynięcia, ten niech żałuje.

Przygoda zaczyna się niewinnie

Pierwsze zwalone drzewo. Potem drugie. I trzecie. Kajaki z gracją omijają przeszkody – no, prawie z gracją. Śmiech niesie się po rzece. Zmagania z gałęziami, trawy oplatające wiosła, a w tle szum wody i echo słowa: „Jeszcze tylko ten zakręt!”.


Rzeka zmienia się z pocztówki w tor przeszkód. Każdy metr to nowe wyzwanie. Ale właśnie o to chodzi – Kłodawka nie pozwala być tylko turystą, trzeba stać się odkrywcą.

Gorzów z perspektywy rzeki

Gdy dopływamy do Parku Róż, zapada szarówka. Woda ciemnieje, a miasto zaczyna się budzić do wieczornego życia. Z brzegu dochodzą rozmowy spacerowiczów.„Dzień dobry!” – krzyczymy z wody. Cisza. „Dzień dobry!” – powtarzamy. Zaskoczeni ludzie rozglądają się wokół, próbując zrozumieć, skąd dobiegają głosy. A kajakarze niczym ninja przemykają w ciemnościach, a rzeka jak miecz przecina tkankę miejską.


Potem dzieje się coś, czego Gorzów jeszcze nie widział. Kajakarze przenoszący kajaki przez ulicę Sikorskiego. Tramwaj zwalnia, kierowcy patrzą zdumieni, a my idziemy dumnie z uśmiechami jak zdobywcy. To chwila, która zasługuje na miejsce w miejskiej kronice.

W paszczy lwa

Zapada noc. Woda staje się czarna jak atrament, a latarki drżą w dłoniach. Decyzja zapada szybko – płyniemy dalej, aż do ujścia Kłodawki do Warty.To już nie wycieczka, to survival w pełnej krasie. Ciemność, chłód, szelest liści, szum miasta w oddali. Wiosła uderzają o wodę z rytmem serca, które bije szybciej z każdym metrem.


A potem – nagroda. Przed nami panorama nocnego Gorzowa. Światła odbijają się w rzece, a mosty wyglądają jak bramy innego świata. Z tej perspektywy miasto jest inne – piękne, tajemnicze, zupełnie nieznane.

„Zrobiliśmy to”

Wpłynięcie do Basenu Portowego to jak meta po maratonie. Wysiadamy z kajaków, zmęczeni, mokrzy, ale szczęśliwi.– Zrobiliśmy to. Naprawdę zrobiliśmy.


Kłodawka, choć kapryśna, wynagrodziła każdy trud. Pokazała swoje wszystkie oblicza – od sielankowego poranka po mroczną, miejską przygodę z nutą dreszczyku.

Kłodawka – mała rzeka, wielkie emocje

Nie trzeba gór ani oceanu, by przeżyć przygodę życia. Czasem wystarczy mała rzeka w sercu miasta, która prowadzi od łąk po miejskie światła, od ciszy po śmiech, od dnia po noc.


Tego dnia Kłodawka była nasza. I jeszcze długo będzie nam się śnić.


Pod skrzydłami jesieni: Kajakarze, którzy dopłynęli mimo mroku. Zdjęcia Bohaterowie jesiennego spływu Kłodawką

Komentarze


bottom of page