W muchowym rytmie nad Obrą – z nurtem, w cieniu, z nadzieją
- lubuskiemazury
- 19 cze
- 1 minut(y) czytania

Obra – rzeka nieprzewidywalna, wymagająca i piękna. Tym razem to ona stała się areną naszej muchowej przygody. Wybór metody nie był przypadkowy – ciepły dzień, słońce przeplatające się z lekkim wiatrem i opadające z drzew żuki oraz inne owady stworzyły idealne warunki do łowienia na suchą muchę.
Naszym celem były klenie i jelce, choć po cichu liczyliśmy na zabłąkaną brzanę. Brodząc w górę rzeki, wypatrywaliśmy głębokich rynien pod drzewami – miejsc, gdzie ryby lubią się skrywać. Niestety, teren nie ułatwiał zadania – dostęp zarówno z brzegu, jak i z wody był trudny, wymagający cierpliwości i skupienia.
Rozpoczęliśmy na odcinku łąkowym, później przenieśliśmy się do cienia lasu. Ryby nie były zbyt aktywne – można było zauważyć, że powoli grupują się do tarła. Południe nie przyniosło oczekiwanych efektów, dlatego pod wieczór zdecydowaliśmy się zmienić fragment rzeki na spokojniejszy, z wolniejszym nurtem.
Nie obyło się bez przygód – kilka razy zaliczyliśmy zaczepy, muchy lądowały tam, gdzie nie trzeba, a rozplątywanie zestawów w gęstwinie to wyzwanie samo w sobie. Ale taka jest właśnie ta metoda – wymagająca, precyzyjna, ale też dająca mnóstwo satysfakcji.
Tym razem bez trofeów, ale z głową pełną wrażeń i planów na kolejne wyprawy. Następnym razem spotkamy się nad inną rzeką – z nową energią i kolejną porcją nadziei. Bo w wędkarstwie nie zawsze chodzi tylko o ryby – chodzi o bycie tu i teraz.
Artykuł: Łukasz Bajkowski, Tomasz Przeździecki
W muchowym rytmie nad Obrą – z nurtem, w cieniu, z nadzieją
Comments