top of page

Lubuskie w cieniu lemurów

Lubuskie w cieniu lemurów

Kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy Madagaskar z lotu ptaka, trudno było uwierzyć, że naprawdę tam jesteśmy. Ocean błyszczał jak płynne szkło, a pod nami — niekończące się połacie czerwonej ziemi. Ciepło, zapach przypraw, śmiech dzieci… I my — z daleka od jezior, lasów Lubuskiego, a jednak w pewien sposób… u siebie.


To właśnie tutaj, na malowniczej wyspie Nosy Be, zaczęła się nasza niezwykła przygoda. To tu mieszkaliśmy, chłonąc rytm codziennego życia, poznając ludzi i ich serdeczność. Z Nosy Be wyruszaliśmy także na liczne wycieczki na pobliskie wyspy — każda z nich miała swój własny urok.


Zamiast turystycznych folderów i aparatów fotograficznych przywieźliśmy coś innego — pasję, kolory i energię z Lubuskich Mazur.

Rozdawaliśmy koszulki, czapeczki, ale przede wszystkim — radość. Bo to, co łączy ludzi, nie ma granic ani geografii.


Dzieciaki szybko nauczyły się, jak powiedzieć „dzień dobry” i „dziękuję” po polsku. My — jak śmiać się bez słów.

A kiedy na podwórku rozbrzmiał pierwszy gwizdek meczu, nikt już nie pamiętał, kto skąd przyjechał.

Byliśmy jedną drużyną — w kolorach Lubuskiego.


Madagaskar nauczył nas pokory, prostoty i szczęścia w małych rzeczach.

Nauczył też, że Lubuskie Mazury to nie tylko miejsce na mapie.

To idea wspólnoty, dobra energia i pasja, która może dotrzeć nawet na krańce świata.


A co dalej?

O tym — w kolejnym odcinku naszej opowieści.


Lubuskie w cieniu lemurów


Komentarze


bottom of page